Zacznijmy od Brawurki. Znacie ją, prawda? Szalony szeryf naszego domu. Zaczęła chodzić wokół okna wychodzącego na ogród. Miauczała i miauczała. Myśleliśmy się coś chce. Okazało się że znalazła małe kociaki w ogrodzie!

Znalazła też mamę którą dokarmialiśmy ale była dzika, więc jej nie łapaliśmy. Ona w ramach prezentu przyniosła swoje potomstwo. Dzięki, Kropka.

Chyba jej na mózg styki walnęły że będzie czwarty do brydża, chyba czwarty raz to jej zwalę kloca pod łóżkiem. .
Pysia i tył Chipa pozują do zdjęcia. Takie to były maluszki.

Dalej, idziemy dalej. Zaczęliśmy je dokarmiać, próbować łapać na własną rękę. Nieudanie. Nie chcieliśmy z klatką łapką startować. Pisaliśmy o pomoc do fundacji, bo byliśmy przed ślubem i odrobinę baliśmy się o swoje fundusze, jeśli taką gromadę mielibyśmy wyleczyć i wydać do adopcji. No i mamę wysterylizować. Czekaliśmy aż mama odstawi je od piersi, żeby z wolnym sumieniem wyłapać całą rodzinę. Najlepiej czekać do słynnego 12 tygodnia, wiecie? My jednak zauważyliśmy że były mocno osłabione i miały bardzo charakterystycznie śmierdzące kupy. Fundacje były zakocone po uszy. Kotka Cafe jedyne co mogła to dała nam swoją klatkę. Nie próbowaliśmy przy takim zakoceniu pójść do urzędu miasta. Wiedzieliśmy że mogą nas odesłać z kwitkiem.

Kropka i mała Łatka która jest do adopcji btw!

Osoba mocno powiązana z Figą i pomocą kotkom bezdomnym próbowała pomóc. Nie udało się. Przez przypadek po drodze mieliśmy małą porodówkę kocią w piwnicy. Tak poznaliśmy Agatę z KSB która nas wspomogła w łapaniu i początkach u weterynarza.

Pysia i Chip w klatce, pierwsze dni. Kompletnie dzikie. Podczas dokarmiania chcieli nas zjeść.

A to nie należało do łatwych zadań, bo okazało się cała 4 ma zapalenie jelit. W tym Chip w najgorszej formie. Testy wykazały brak PP, więc antybiotyki.

Dobra, rozdrabniam się. Jak to się stało że skoro Figa miała być ostatnia, Chip trafił do naszej rodziny a nie do adopcji?

Przez Tatę Kociego. Tak, niego. Tego który się zarzekał że żadnych więcej. Chip zaczął go kupować swoim słodkim mruczeniem, przytulaniem się. Miłością. Powtarzał ciągle że gdy zdecydujemy się na dzieci, to musi być syn. Bo musi mieć wsparcie w tym całym babińcu. Przyszło, ale w wersji kociej. Bo wiecie że to był jedyny facet? Reszta to dziewczyny.

Co na to wszyscy? Ja chciałam. Ale wolałam nawet nie wymawiać tego słowa przy nim. Skoro sam zaczął, to ruszyliśmy. Zaczęłam przenosić zapachy do dziewczyn, powoli je przyzwyczajać. Nie mówiąc nic kociemu tacie, tylko przekazując mu że ma dać mi działać.

Idę spać, mam dość! Kolejny, jeszcze mały gówniarz! Zwariuję..

W momencie kiedy dziewczyny wszystkie zaczęły pozytywnie reagować na jego zapach, osobnika w klatce numer dwa zainstalowaliśmy na górze w osobnym pokoju. Puściłyśmy je do niego, wszystkie nasyczały, spodziewałam się tego. Zamknęliśmy pomieszczenie. Dawaliśmy jeść całej trójce przy drzwiach a Chipowi przy drugiej stronie. Jeden dzień, drugi.. Było coraz lepiej. Coraz lepsze reakcje. Była również wymiana że dziewczyny były same w dużym pokoju gdzie on był a Chip u nich. Działało perfekcyjnie. Na dzień siódmy puściliśmy go wolno. Figa zareagowała trochę niepewnie i długo nie chciała się zbliżyć ale bez otwartej agresji. Spodziewaliśmy się tego i do niczego jej nie zmuszaliśmy. Apetyt miała dobry, chciała być z nami w jednym pokoju i nim. Załatwiała się. A jak Brawurka i Bójka? Uznały go za brata! Uczyły go mycia, Brawurka z nim biegała jak szalona. Myły go. Przy jego najdrobniejszym jęku były na posterunku. Chip miał fetysz Figi, domyślacie się dlaczego. Bo jego mama była identyczna!

– Figo, figo ciociu czy mogę gryza?
– PRZEMYŚLĘ TWOJĄ PROPOZYCJĘ MAŁY SKRZACIE.

Tak do naszej drużyny niespodziewanie dołączył Chip. Mały skrzat który rozruszał wszystkich.

To jest prawidłowa historia socjalizacji z izolacją na podstawie tego artykułu i innych które szukałam w sieci. Dodatkowo książki ”Kocie Mojo” którą serdecznie polecam.

http://blog.catmaster.pl/socjalizacja-z-izolacja/

Reszta jego rodzeństwa jest zdrowa, zaszczepiona z książeczką zdrowia i czeka na swoją rodzinę. Charlie już znalazła. Łatka i Pysia czekają.

A co z Kropką? Została wysterylizowana, wyleczona i wróciła w miejsce bytowania. Próbowaliśmy ją oswoić, bez skutku. Magiczna zasada ”braku w kuwecie czegoś trzy dni”. Wiemy że jest szczęśliwa, widujemy ją.

A czy reszta jest taka sama ? Tak! Reszta stała się nawet bardziej do przytulania. Gdy wchodzimy do naszego ”cat-room” wystawiają czółka, wchodzą na kolana i są pełne uczucia. Chcą swojej rodzinę.

Czas na małe podziękowania dla Agaty i jej Koty spod Bloku za wsparcie merytoryczne, weterynaryjne, przy łapance. Dziękuję Ani i Adeli za wsparcie, pomoc przy łapaniu i podarunki dla maluszków. Dziękuję Kotce Cafe za pomoc z klatką i przy ogłoszeniu pomimo ogromnego zakocenia, wiem że zrobiliście tyle ile mogliście. Pamiętajcie, byłam przed ślubem mocno niewyspana. Dziękuję wszystkim którzy udostępniali ogłoszenie o adopcji. Za wszystkie słowa uznania dziękujemy, ale są niepotrzebne. Trudno nam zostawić koty które potrzebują pomocy i pewnie nieraz będziemy działać jako dom tymczasowy. Bo od nas wychodzą tylko największe pieszczochy. Miejmy nadzieję że Pysia i Łatka znajdą swoich ludzi i będziemy mogli zawieźć je razem do domu bo łączy je piękna więź.

Po tej dość trudnej akcji znowu wierzę w ludzi. Bo po drodze z całą kocią gromadą mieliśmy ślub, nasz. Jeszcze chwilę przed ceremonią biegałam do cat-roomu dać jeść tymczasowym dzieciom. Ludzie w ilości hurtowej przynieśli karmę. Mogłam pomóc organizacjom dzięki temu, jak i cała nasza gromada coś dostała.

Tego też nie żałuję. Moja rodzina powiększyła się i moje serce po raz kolejny.

Czy warto powiększać kocią rodzinę? Warto. Ale musicie mierzyć siły na zamiary. Koszty na weterynarza, karmę, suplementy zwiększają się. Gdy wszystkie koty zachorują, lekką ręką u weterynarza zostawicie 400-500 złoty. Pamiętajcie o tym. Miłość kota czy innego zwierzęcia jest piękna. Ale czasem pozostać przy takiej ilości przy której nie będziecie jeść ich żwirku zamiast obiadu.

W poście opisałam że my obaliliśmy wszystkie mity i dzięki naszej pracy (i Feliway przy ratowaniu relacji Figa i siostry). Powiększajcie swoją wiedzę. W internecie znajdziecie tak wiele informacji, że gdy spokojnie usiądziecie, swoją wiedzą przebijecie nas.

Kocham ich wszystkich, wiecie? Ale czuję się jak w szalonej dużej rodzinie. Jeszcze dojdą dzieci do tego..

Ale nie zamieniłabym tego mojego szalonego kociego życia na nic innego.

Ewa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *