Jaki to wirus, każdy wie. Groźny. Gdy słyszymy FELV, płaczemy. Bo mamy świadomość że dużo nam życia z kotem nie zostało. Pocieszę was, o wiele gorszy jest np. FIP. Który zabiera kota bardzo szybko. Jednak opowiem wam za zgodą pewną historię.. Dostałam kilka dni temu bardzo smutna wiadomość i uznaliśmy że trzeba opowiedzieć o tej historii.
„Hej, słuchaj.. moja ma białaczkę. Jestem załamana. Nic się nie działo. Utykała. Wzięłam ją na badania ale mój weterynarz to złoto. Naruszam oszczędności na mieszkanie. Dostanie zastrzyki z interferonu.”
Wiadomość kilka dni później..
„Jest dobrze. Je. Poluje na ćmę. Biedne dziecko.. Nie wiem skąd to się wzięło. Koty z DT, z fundacji, z schroniska są badane. Moja jest z lasu. Możliwości jest kilka gdzie to złapała..”
„Ale ja nie wiem co napisać. Ja nie wiem co mówić, na razie jestem przerażona I tak bardzo mi szkoda tego dziecka kochanego. Najpierw się bałam ze sobie coś zrobiła w plecy a teraz bym wolała żeby to był uraz a nie białaczka. Nie pogodziłam się jeszcze z tą wiadomością, nie wiem co napisać, wiem o tym od chwili..”
Nie opiszę tej choroby. Nie napiszę nic wesołego.
Zwyczajnie to osoba bliska mi której dziecko kocie zachorowało poważnie. Felv to poważna sprawa. Gdy ja miałam ceń podejrzenia, niesłuszny, to prawie serce mi umarło. Piszcie w komentarzach własne doświadczenia w związku z Fevlkami. Ktoś, coś? 🙂
Ewa.